Łączna liczba wyświetleń

środa, 18 maja 2016

NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY...

...jak go malują. Tak, tak, zawsze przed podróżą zagraniczną sprawdzam co można zwiedzić i jakie są przepisy danego kraju. Kanada to nie UE i przysiadłam do sprawy bardzo poważnie, naszukałam się różnych informacji choć to nie było łatwe. Okazuje się, że blogów o Kanadzie, jak i porad typu co, gdzie, jak i za ile oraz o samej odprawie paszportowo-celnej nie jest tak dużo. To co udało mi się znaleźć troszkę mnie przeraziło a mianowicie odprawa celna po wylądowaniu. Ale od początku...


Gdy już szczęśliwie wylądujemy w Kandzie, w naszym przypadku było to lotnisku w Vancouver, udajemy się długimi korytarzami, podziwiając bardzo ładne wnętrze lotniska, do dużej sali gdzie odbywa się odprawa paszportowo-celna. 



Stajemy w kolejce (mniejszej lub większej, zależy ile samolotów akurat wylądowało) i tak mniej więcej 15-20 minut lub dłużej przesuwamy się wolniutko, jak w sklepie, do Pana Celnika. Podajemy dokumenty tj. paszport wraz z kartą celną którą dostajemy i wypełniamy w samolocie, tak więc dobrze jest mieć długopis i wiedzieć co gdzie wpisać. 


Immigration officer bierze paszport i karteczkę, zadaje kilka pytan w naszym przypadku było to:
- czy przyjechaliśmy do rodziny?
- ile mamy walizek?
- czy mamy dużo prezentów?
Pytania mogą paść różne nawet typu ile mamy pieniędzy i skąd je mamy, jak widać nami nie był Pan zabardzo zainteresowany i muszę przyznać, że był uśmiechnięty i bardzo miły.
Po udzieleniu odpowiedzi wbito nam pieczątkę do paszportu z datą wjazdu, 


która uprawnia nas do sześciomiesięcznego pobytu w Kanadzie, my deklarowaliśmy 21 dni i tak byliśmy. 


Następnie udaliśmy się w kierunku taśmy na której odebraliśmy nasze bagaże.
Przy wyjściu z hali przylotów czekają  panie, które odbierają od nas kartki wypełnione w samolocie i podpisane przez Celnika. I tu następuje szczęśliwe powitanie z kwiatami oraz łzy szczęścia i radości.


Wiem dobrze, że to co piszą lub pokazują w swoim filmikach internauci nie trzeba brać w 100 %, ale jak się czyta i słyszy wypowiedzi typu, że:
- jak nie znasz języka to lepiej się nie wybieraj do Kanady, bo Cię odeślą najbliższym samolotem,
- bardzo trzepią i sprawdzają walizki
- są nie mili
- zadają bardzo dużo pytań itp.
to człowiek zaczyna się zastanawiać czy jest sens lecieć do tej Kanady, ponosić koszty podróży i zmarnować czas na lotniskach, może lepiej siedzieć w domu i nigdzie się nie ruszać. Z drugiej strony rozsądek podpowiada, że przecież mam bardzo uczciwe zamiary pobyć tylko i wyłącznie turystycznie, że przecież nie może być tak źle, a ludziska latają do Kanady i oprócz jednego incydentu, o którym było głośno, to nie słyszam nic więcej. 
Moja rada, szukać informacji ale nie brać ich dosłownie bo NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY JAK GO MALUJĄ.
Jeżeli komuś przydadzą się te informację lub kogoś uspokoiłam to bardzo się cieszę.


A zatem przed nami Kanada - Vancouver.
Pozdrawiam - Małgosia W.
cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz